Myślę, że byłbym kiepskim żołnierzem. Nienawidzę ścisłej hierarchii i bezwzględnego podporządkowania. Może dlatego zamiast armii, wybrałem studia socjologiczne, a później zawód dziennikarza. Ale zainteresowanie wojskiem, które żywię od dziecka, nie pozostało bez wpływu na to, co robię. To nie jest moja pierwsza wyprawa do Afganistanu, jako korespondent kilka razy wyprawiałem się też do Iraku. Tym, co w wojnie interesuje mnie najbardziej, nie są techniczne aspekty militarnych operacji. W wojnie - tu trzeba nazwać rzecz po imieniu - pociąga mnie jej codzienność. Żołnierze nie tylko biorą udział w akcjach - częściej na nie czekają, korzystając z wątpliwych uroków przyfrontowej bazy. A cywile nie zakopują się pod ziemię z intencją, by wygrzebać się po wszystkim. Próbują jakoś żyć. I o tym starałem się pisać.